Preview Mode Links will not work in preview mode

Feb 14, 2022

Simon Leviev na Tinderze wyłudził od zakochanych w nim kobiet miliony dolarów. Jerzy Kalibabka – popularny „Tulipan” – w latach 70. i 80. nie potrzebował Tindera, by okradać setki kobiet. Jak to możliwe, że ten sam mechanizm działa przez dziesiątki lat?

Historia jest trudna do uwierzenia i prosta jednocześni. Dziewczyna poznaje na Tinderze – aplikacji do randek online – atrakcyjnego biznesmena. Przystojny i zabójczo bogaty. Zaczynają rozmawiać, dzwonić do siebie, także przez wideorozmowy. Biznesmen jest zazwyczaj albo w drogim hotelu, albo w limuzynie, albo w prywatnym odrzutowcu. Kursuje między Amsterdamem, Oslo i Rzymem. Płaci za jej bilety lotnicze, żeby mogli się spotykać. Wynajmuje drogie samochody, pije drogie alkohole. Po kilku tygodniach pada propozycja wspólnego zamieszkania, kobieta wynajmuje elegancki (i absurdalnie drogi) apartament.

A potem pojawia się problem. On jest biznesmenem z branży diamentów, więc ma wrogów. Próbuje dobić targu na 70 mln dolarów. Jego ochrona zakazuje mu używania kart kredytowych, żeby nie dało się go namierzyć. Prosi więc swoją dziewczynę o pomoc i przesłanie mu karty kredytowej na swoje nazwisko. Potrzebuje coraz więcej pieniędzy, ale na wszystko ma świetne wytłumaczenie.

Okazuje się, że to wszystko nieprawda, on nie jest biznesmenem, nie ma własnych pieniędzy. Wszystkie wydatki podczas spotkania z uwodzoną kobietą, pokrywała jakaś inna kobieta, przekonana, że on jest jej chłopakiem, który ma kłopoty i jest śledzony przez wrogów.

Takich naiwnych kobiet było więcej, a gość zbudował sobie piramidę finansową. Jedna zakochana kobieta finansowała wystawne życie i podrywanie innej kobiety, która wkrótce miała się stać jego ofiarą.

O tym opowiada film „Oszust z Tindera”, który możecie zobaczyć na Netfliksie.

Tinder potrzebował kilku lat, by skutecznie zablokować oszusta. Podobnych oszustw będzie więcej, bo rynek aplikacji i serwisów randkowych rośnie. Obecnie jest wart ok. 5 mld dol. W ciągu najbliższych czterech lat urośnie dwukrotnie. 3 na 10 Amerykanów używa lub używało podobnych serwisów – niekoniecznie do randkowania. Część użytkowników Tindera nie szuka tam seksu ani związku, ale nowych znajomości.

Mężczyźni na Tinderze mają trudne życie, bo kobiet jest mniej. A co dopiero mówić o takim serwisie, który nazywa się Bumble. Jest z Tinderem powiązany, bo założyła go pani Whitney Wolfe Herd, która była w Tinderze jedną z pierwszych pracownic i kierowała działem marketingu. Uznała, że kobiety mają trochę przerąbane, bo stają się obiektem niechcianych zaczepek i kontaktów, których by sobie nie życzyły. Założyła serwis z myślą o kobietach. W Bumble to kobieta decyduje o tym, czy chce, żeby ktoś z nią nawiązał kontakt. Ten prosty sposób eliminuje całą masę seksualnych zaczepek, które są obecne w innych serwisach i okazało się, że to przepisem na sukces. Bumble jest drugą najpopularniejszą aplikacją na świecie. Wart jest około 14 miliardów.

Tutaj możecie przeczytać o „królowej randek” – założycielce serwisu randkowego bezpiecznego dla kobiet Buble

Pół wieku wcześniej podobną działalność – choć na skalę PRL – rozkręcił Jerzy Kalibabka „Tulipan”

Jak pisaliśmy w „Newsweeku”, doniesienia na milicję zaczynają napływać z różnych regionów Polski, ale schemat zawsze jest ten sam. Młode dziewczyny okradzione z pieniędzy, kosztowności i drogich ubrań przez przystojnego mężczyznę, którego poznały przypadkowo. Zaufały mu, bo był bardzo szarmancki.
Pierwszą ofiarę poznaje w Międzyzdrojach w knajpie „Burszynowa”. Znajoma, starsza od niego kelnerka. Po dwóch wspólnie spędzonych nocach, zachwycona kelnerka zaczyna marzyć, że rozpocznie z nim nowe życie. Wychodzi do pracy, żeby złożyć wymówienie, a wtedy Kalibabka kradnie jej dżinsy, białą koszulę, sweter, chodaki. I ucieka.
Potem działa już dość podobnie: Jest bez grosza przy duszy, ale w pociągu jadącym na Śląsk postanawia przejść się po przedziałach. Przysiada się więc do samotnej dziewczyny i najwyraźniej robi na niej duże wrażenie, bo ta oferuje mu nocleg w mieszkaniu narzeczonego, który jest akurat w szpitalu.
Już następnego dnia, po wspólnie spędzonej nocy, planują wypad na wczasy. Dziewczyna jedzie do rodziców do innego miasta po pieniądze. Kalibabka ma na nią czekać. Odwozi ją na dworzec i nie zdąży go opuścić, gdy w dworcowej restauracji poznaje Marię. Uprawiają seks, a potem okradają mieszkanie narzeczonego tej poprzedniej dziewczyny, która siedzi w pociągu do Opola.
Fanty sprzedają i jadą do Szczecina. Kalibabka robi rundę po przedziałach. W jednym z nich poznaje Agatę, z którą wysiada w Poznaniu, zostawiając w pociągu niczego nieświadomą Marię. Agaty pozbywa się po kilku dniach. Dziewczyna chce go zabrać do rodziców, więc mówi, że zostawił coś w bagażu w przechowalni i znika.
Wsiada w pierwszy z brzegu pociąg i odjeżdża. Agata prawdopodobnie nadal czeka na peronie, gdy on już bajeruje kolejną dziewczynę.

Więcej o Kalibabce można przeczytać w tekście Marty Grzywacz na stronie „Newsweeka”